niedziela, 3 lipca 2022

Na temat tekstu: Ideologie i aparaty ideologiczne państwa Althussera (i jego krytyka)

Uwaga wstępna (dodana post factum)

Jest to kolejny drobny tekst, który napisałem na swoich studiach celem pokazania, że poglądy niektórych marksistów nawet, jeśli wypada je traktować poważnie, istotnie przepełnione są niezdrowymi tendencjami. Ktoś może mi zarzucić, że marksiści nie mają żadnej metafizyki i błędnie czynię, pozwalając sobie by im ją przypisywać, ale ci oczywiście się mylą, ponieważ żaden z nich nie zaprzeczy (chętnie natomiast potwierdzi), że istnieje materia i bytowanie człowieka mimo pozoru czystej, abstrakcyjnej (tj. niezależnej od materii) duchowości, ma charakter materialny. To - i chcę, żebyście przyjmowali tą rzecz do wiadomości - właśnie jest metafizyka, a przynajmniej to, co filozofowie do czasów Kanta, często uważali za metafizykę. Nawet, jeśli ktoś poznawszy się na moich poglądach, zrazi się do mnie (a sam pisałem juz rzeczy, które - z bólem przyznaję - dziś mnie rażą), wierzę, że uczciwie znajdzie pewien pożytek w zapoznaniu się z zaprezentowanym wywodem laika w kwestii marksizmu.


Lekkie podsumowani
e


Ideologie i aparaty ideologiczne państwa
jest tekstem Louisa Althussera opublikowanym 1976 roku wraz z innymi tekstami napisanymi w latach 1964-1975. Został napisany w 1970. Tekst jest poświęcony kwestii marksowskiej koncepcji ideologii z tym zastrzeżeniem, że nie po to, aby teorię ideologii przedstawić taką, jaka bierze się od Marksa, ale wyłożyć ją w formie zmienionej albo przynajmniej wyłożyć z naciskiem na jej ontologiczne i epistemologiczne zaplecze. Althusser postawił w tekście problem ideologii jako kluczowego czynnika warunkującego działalność kapitalistycznego przedsiębiorstwa i tym samym samego kapitalizmu. Czynniki warunkujące produkcję zostały określone mianem materialnych i z tym punktem wyjścia Althusser przedstawia konsekwencje ontologiczne dla tego, czym jest ideologia. Autor przedstawia przyjęcie tych założeń, oraz wykonane zabiegi, jako wymogi tego by „porządnie zastanowić się” nad tym, że właściciele kapitalistycznych przedsiębiorstw utrzymują władzę polityczną w krajach a jako przypadki do podawania przykładów takiej władzy politycznej podaje Anglię, Niemcy i swoją ojczystą Francję. Rozważania Althussera z czasem zmierzają do redefinicji pojęcia ideologii i pojeć, które uznaje za sprzężone z nim. Można problematykę tekstu podsumować jako próbę ponownego rozwikłania problemu, którego pochodzenie jest mocno kojarzone z marksizmem: „Jak to jest, że kapitalizm jeszcze nie upadł i nawet trwa sobie w najlepsze?”, ale wydaje się, że po drodze to pytanie zostaje niezbyt spodziewanie trochę porzucone a tekst zrywa z problematyką kapitalizmu na rzecz problematyki ideologii a w szczególności tego, że ideologia wyróżnia się niesamowitą wręcz samodzielnością w swoim bytowaniu. Tego ostatniego autor nie robi całkiem wprost, tj. nie orzeka nam, że to pytanie zawiesza, ale po prostu kontynuuje wykład teorii ideologii odmiennej od tej, która służyła odpowiedzeniu na pytanie o kapitalizm a na końcu nawet oznajmia, że tak opisana ideologia na pewno służy utrzymaniu kapitalizmu, mimo że nie są szczególnie jasne sposoby, w jakich to robi. Za ten osobliwy stan rzeczy odpowiadać ma sama ideologia.



Streszczenie poglądu Althussera z tekstu


Stąd też cały tok wywodu zaczyna się od założeń dotyczących kapitalistycznego przedsiębiorstwa. Kwestia tego, jak to jest, że ten typ przedsiębiorstwa trwa i znajduje sposób aby utrzymać warunki swojego działania następuje dopiero po charakterystyce i jakimś umotywowaniu poglądu, że powinien być to rzeczywiście jakiś problem.



Przedsiębiorstwo kapitalistyczne działa tak, że nie tylko produkuje dobra, ale również z jednej strony jest w stanie dobra produkować, a z drugiej jest w stanie utrzymać się w dłuższej perspektywie dominacja tego typu przedsiębiorstwa w całym społeczeństwie. Stwierdza więc Althusser, że warunki działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego są reprodukowane. Tradycja marksowska przyjmowała, że reprodukcja warunków działania kapitalistycznego przedsiębiorstwa możliwa jest dzięki temu, że przychody za sprzedaży produktów są wykorzystywane do wytworzenia//przywrócenia warunków produkcji, a robi to poprzez wydawanie pieniędzy z przychodów na różne czynniki produkcji: Surowce, maszyny, płace pracowników, etc. Mówi, że to była tzw. reprodukcja materialnych sił wytwórczych w tradycji marksowskiej. Nie chodziło tylko o reprodukcję w sensie sprawienia, że robotnik będzie miał za co przeżyć, ale zaspokoił również parę innych potrzeb, o których można powiedzieć, że są zależne od miejsca i czasu w historii, bo pracownik musi mieć również na piwo, wino, które nie występowały na każdym etapie historii. Poza tym znaczna część takich warunków reprodukcji sił wytwórczych znajduje się poza samym przedsiębiorstwem. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest fakt, że część zasobów jedne przedsiębiorstwa uzyskują od innych przedsiębiorstw w formie, w jaką je przetworzyły.



Są jednak pewne warunki produkcji kapitalistycznej, które w ogóle są produkowane poza przedsiębiorstwami. Autor wskazuje na dwa takie rodzaje sposobów tworzenia warunków działania przedsiębiorstw kapitalistycznych, ale obydwie mają ze sobą pewną rzecz wspólną i dzielą ze sobą pewien aspekt, w którym reprodukują formę kapitalistycznego przedsiębiorstwa: Powstrzymują jakiś szczególny – i wydaje się, że przeciwnym wypadku zdaniem Atlhussera koniecznie musi on nastąpić – rodzaj reakcji pracownika na fakt wyzysku odbywającego się w przedsiębiorstwach. Częściowo wdając się w dygresje, wyzysku tego chyba nie należy jednak rozumieć tak, jak popularnie rozumieją to współcześni: Jako płacenie pracownikom względnie niewiele, gdyż owa względność pozwala na to, że nieraz taki wyzysk w przedsiębiorstwie kapitalistycznym nie zachodzi.. W tekście w określaniu charakteru wyzysku lekki nacisk jest położony na fakt, że przedsiębiorstwa funkcjonują w celu osiągnięcia zysku a ten zysk uzyskuje się w przypadku zapłacenia za wszystkie reprodukowane dla działalności przedsiębiorstwa zasoby mniej niż te przedsiębiorstwa uzyskały przychodów. To, co zostaje, istnieje jako wartość, którą wyzyskano od pracowników. Wydaje się, że nie należy rozumieć tego poglądu jako prawdziwego zdaniem Althussera na mocy jakiejś szczególnej obserwacji przedsiębiorstw kapitalistycznych, tj. syntetycznie, ale bardziej jako znaczeniową prawidłowość zachodzącą między pojęciem wyzysku a pojęciem zysku przedsiębiorstwa kapitalistycznego. Faktem jest, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne zyskuje, więc wyzysk w przedsiębiorstwie kapitalistycznym też jest faktem. Innymi słowy, gdyby coś go nie powstrzymało od reagowania na wyzysk, zareagowałby na zysk przedsiębiorstwa kapitalistycznego w ten szczególny sposób. Tu pozwalam sobie na pewne zgadywanie: Autor poniekąd niewiele mówi nam o tym szczególnym sposobie reagowania, ale wydaje się on dość kluczowy i wobec tego chyba mniej lub bardziej założony jako przesłanka dalszej części wywodu mającego wyjaśniać to, jak kapitalistyczny typ przedsiębiorstwa reprodukuje warunki swojego działania. Jeśli taka reakcja nie istnieje przynajmniej jako idea tego, co się stanie z siłą roboczą albo przedsiębiorstwem kapitalistycznym w pewnych okolicznościach zawierających w sobie tą reakcję pracowników, zasadniczo chyba nie ma sensu mówić o tym, że te okoliczności są inne i przedsiębiorstwa reprodukują warunki swojego działania, bo warunki tego reprodukowania są tworzone poza przedsiębiorstwem.



Althusser opisuje czynniki powstrzymujące pracownika przed reakcją jako określony w tradycji marksowskiej przez aparat represji i ideolog. Oba należą do państwa, które również tradycja miała zdefiniować po swojemu i została przywołana przez Althussera z cieżarem położonym na problem tego, że pracownik jest wyzyskiwany a kapitalizm mimo to trwa sobie w najlepsze. Tak też i tutaj przywołana definicja państwa sprowadza się zasadniczo do tego, że używa ono specyficznych dla siebie środków w celu powstrzymania reakcji pracowników, która mogłaby ograniczyć możliwości działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego, wpływając na warunki jego reprodukcji. Właściciele tego, co jest używane do działania przedsiębiorstwa, tj. środków produkcji z jakiś powodów chcą utrzymania produkcji w przedsiębiorstwach kapitalistycznych, podejmując następujący do tego celu środek: Państwo. Państwo jest więc z przyjętej definicji środkiem właścicieli przedsiębiorstw stosowanym wobec pracowników. Aparat represji należy do państwa w tym sensie, że on wykonuje prawo uchwalone przez prawodawców, którzy mają reprezentować właścicieli przedsiębiorstw kapitalistycznych, oraz przyjmuje rozkazy władzy, która, reprezentując tych właścicieli, kieruje aparatem represji tak by powstrzymywać tą reakcję. Jako przykłady Althusser podaje głównie policję i wojsko. Analogiczna funkcja przypada ideologii: Powstrzymywać pracowników przed reakcją i reprodukować warunki działania przedsiębiorstw, ale z pomocą innych środków. Rolą ideologii jest kształtować ludzi odpowiednich do zadania reprodukcji warunków działania przedsiębiorstwa w instytucjonalnej separacji od tego, co jawi się jako państwo. Działa przez coś, co autor nazywa ideologicznymi aparatami państwowymi. Ich rola jest zasadniczo odmienna. Wskazuje na to również to, co Althusser uważa za określenia takiego aparatu: Ten aparat może być religijny, szkolny, rodzinny, kulturalny, prawny, etc. Wskazanie Kościoła, szkół, rodzin, literatury i prawa jako rzeczy stworzonych nie pociągnęło za sobą wyjaśnienia tego, jak powyższe rzeczy stają się ideologią. Autor stwierdza tylko, że możemy uznać, iż tworzą one ideologie. Przytacza, że tradycja marksowska przejęła po przerobieniu stanowiska Feuerbacha pogląd, że rzeczy, które uznaje się za ideologię (przypadkiem głównym jest religia) mają szczególną właściwość, że przesłaniają pracownikom realne warunki ich życia. Jakie to są te realne warunki? Gdyby kierować się poglądem, że służy to utrzymaniu pracowników w nieświadomości tego, że przedsiębiorstwa kapitalistyczne prowadzą wyzysk polegający na wypracowywaniu dla swoich właścicieli zysków w działalności opartej na wykorzystywaniu (wydatkowaniu) siły roboczej, musielibyśmy przyznać, że bez odnalezienia jakiegoś śladu zamierzenia by powstaniu takiej świadomości zapobiec, nie bylibyśmy w oczywisty sposób stwierdzić, że coś jest ideologią. Można też jednak przyjąć, że te realne warunki bytowania ludzi, które im niejako się przesłania w rzeczywistości nie sprowadzają się do dziedzin, w których ktoś jest wyzyskiwany. Tedy można jeszcze spróbować przyjąć, że te inne przypadki, w których realne warunki bytowania ludzi, są im przesłaniane, są ideologią służącą temu by reprodukować ogólnie warunki działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego a nie tylko zapobiegać świadomości wyzysku w tych przedsiębiorstwach. Dalej jednak potwierdzenie takiego stanu rzeczy wydaje się zależeć od tego, jakie ślady zamiaru reprodukcji warunków działania przedsiębiorstwa odnajdziemy w instytucjach.



Mimo tej instytucjonalnej separacji, struktury, oraz odmiennego charakteru używanych środków, oba czynniki są w stanie służyć tym samym celom. Tj. aparat represyjny i aparaty ideologiczne różnią się ilością represji, z której korzystają, tym, jak są scentralizowane (bo aparat represyjny w przeciwieństwie do ideologicznego ma być pojedynczy i scentralizowany), etc. ale Althusser stwierdza, że istotnie łączy je nastawienie na reprodukcję warunków działania kapitalistycznego przedsiębiorstwa, więc oba rodzaje aparatów tak samo należą do państwa, gdyż są środkiem właścicieli przedsiębiorstw stosowanym wobec obecnych i przyszłych pracowników. Dodatkowo rozróżnienie między nimi rozbijać ma fakt, że aparat represji w trakcie swojego działania korzysta ze specyficznych dla siebie rytuałów, które wykonywane są przez samych członków armii i policji, zaś aparaty ideologiczne, jak Kościół, szkoła i prasa same korzystają z narzędzi represji, choć nie są one całkiem oparte na przemocy.



Nie znaczy to wcale, że w historii jedynym, co tworzyło państwo, są przedsiębiorstwa kapitalistyczne a jedynym sposobem na wyzysk jest zatrudnianie ich. Althusser chce jednak podporządkować kwestię państwa kwestii podziałów klasowych i zagadnieniu wartości dodatkowej tak, że państwo jest zawsze narzędziem jednych klas używanym wobec innych klas. Podział klasowy jest wyznaczany przez sposób, w jaki produkowane dobra i zysk z ich ewentualne sprzedaży trafiają w ręce kogoś innego niż pracujący nad ich wytwarzaniem. Grupa tych innych jest określana w tradycji marksistowskiej jako klasa panująca. Ten sposób to natomiast tak zwana formacja społeczna. Przedsiębiorstwo kapitalistyczne jest wpisane w aktualną formację społeczną z uwagi na to, że dobra produkowane w obecnej gospodarce są produkowane przez pracowników przedsiębiorstw kapitalistycznych. Państwa jednak istniały przed obecną formacją społeczną i być może istniało przed upowszechnieniem się kapitalistycznego przedsiębiorstwa jako formy gospodarowania. Jednocześnie przed tym upowszechnieniem istniały już określone przez Althussera jako aparaty ideologiczne takie instytucje, jak Kościół. Przynajmniej Kościół Katolicki musiałby być taką instytucją, która szerząc ideologię, szerzyła ideologię przydatną jednocześnie reprodukcji warunków działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego, jak i przychodom panów feudalnych. Z drugiej strony Althusser przekonuje nas, że za upowszechnieniem się przedsiębiorstwa kapitalistycznego we Francji stoi tamtejsza Rewolucja Francuska, która obaliła panowanie klas arystokratycznych i podporządkowała tamtejszą władzę nowej klasie, burżuazji a wraz z tym właścicieli przedsiębiorstw kapitalistycznych. Podczas tej rewolucji klasy dotychczas podporządkowane przez te tamtejsze klasy panujące były jednak w stanie upatrywać wroga swojej rewolucji w Kościele i walczyć z nim tak, jakby był częścią państwa arystokratycznego. Mimo to – czemu Althusser już tyle uwagi nie poświęca – Kościół jednak przetrwał rewolucję i w najgorszym razie po prostu utracił swoje majątki, wpływ na politykę, oraz rolę w tamtejszym szkolnictwie. Nie zniknął całkiem jako aparat ideologiczny i zresztą wymienia go jako taki obecny aparat ideologiczny.



Do tego dochodzi jeszcze to, że w tym tekście Althusser sam chce dokonać pewnej charakterystyki ideologii jako narzędzia reprodukcji warunków wyzysku w różnych formacjach społecznych. Jako dodatkowy punkt wyjścia przyjmuje, że ideologia przesłania warunki istnienia ludzi, sprawiając, że przestają je dostrzegać i to, że każda ideologia jest materialna. To pierwsze autor ma niby brać z potoczności: Ideologia to coś, co przesłania ludziom rzeczywistość. Podejrzenia Feuerbacha i młodego Marksa, że jest to jakiś szczególny sposób przedstawiania sobie prawdziwej rzeczywistości za pomocą fałszywej zakrawają na niedorzeczność. Zakładają one bowiem, że ideologia zawiera w sobie również obraz rzeczywistości prawdziwej, który można odnaleźć w jej treściach. To drugie ma być naleciałością powziętą jako inspiracja marksizmem. Siły wytwórcze dla marksizmu miały być materialne, warunki reprodukcji również miały być materialne, więc, jeśli reprodukcja jakiś warunków działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego, czy jakiegokolwiek innego stosunku produkcji ma zachodzić przez ideologię, ta reprodukcja również powinna być uznana za reprodukcję odbywającą się na gruncie materii. Uzasadnienie tego, że można tak w ogóle traktować rzeczywistość jako ontologicznie sprowadzalną do materii, Althusser zawiesza jako coś, na co brak na razie miejsca i dogodnego momentu by to uzasadniać.


Przekonanie o materii jako podstawie przejawiania się rzeczywistości rzutuje jednak na to, jak przejawia się sama ideologia. Przyjęło się sądzić, że ideologia jest czymś złożonym z idei, które im się zaszczepia. Althusser przestrzega nas jednak, że jest to błąd. Jedynym samodzielnym typem bytu zgodnie z (marksistowskim) materializmem jest byt materialny, a więc idee jako byty może istnieją, ale same są w tym niesamodzielne. Tak też potrzebne jest zapośredniczenie. Ideologia nie może się składać z idei, bo zaprzeczałoby to jej samodzielnej realności, a Althusser wierzy, że istnienie ideologii i zaszczepianie wraz z nią ludziom idei naprawdę zachodzi. Jeśli jednak idee są niesamodzielne a ideologia istnieje samodzielnie, należy rozdzielić ideologię od idei z uwagi na dzielącą je różnicę. Jeśli więc idee są uzależnione od materii a tym, co je generuje, jest ideologia, istotnie ideologia musi być materialna. Idee są tylko pojawiającą się w świadomości powierzchnią tego, jak bytuje ideologia. Te idee nie pokazują ludziom rzeczywistości o ich o warunkach ich bytowania, tylko to, co wygenerowała ideologia dla realizacji jakiś celów. Althusser stwierdza, że ideologia przedstawia im również zdeformowany stosunek do ich stosunku do warunków bytowych. Najpierw ideologia podsuwa im jakieś idee (jak sprawiedliwość, powinność, Boga, etc.) a potem inna ideologia nadbudowuje się na tym i podsuwa ludziom inne idee mówiące, skąd pochodzą te pierwsze. Tworzy to również pole do wyjaśnienia, dlaczego różne uznane aparaty zaszczepiania ludziom ideologii (wymienia się Kościół, szkołę, niektóre sztuki estetyczne) często polegają na rytuałach (tworząc tzw. ideologię ideologii). Ideologia jest zaszczepiana poprzez materialne praktyki i w nich się wyraża. Althusser zwraca uwagę, iż mówi się, że o tym, w co ktoś wierzy, świadczy w rzeczywistości to, co ktoś robi nawet, jeśli sam sądzi, że wierzy w coś innego.



Ideologia jednak zaszczepiania jest w rytuałach organizowanych i nauczanych przez jakiś ludzi i autor dochodzi do tego, że jest zaszczepiana tak by ludziom się wydawało, że idee te pochodzą od nich samych i są wpisane w podmiotowość, którą są. Podmiotowość, bycie podmiotem polega na rozpoznaniu się jako podmiot, czyli jako ktoś, w kogo są wpisane idee podsuwane przez ideologię. Innymi słowy ideologia niejako wzywa ludzi (autor pisze, że interpeluje) do stania się takimi podmiotami we własnych oczach. Człowiek (jednostka) staje się podmiotem w momencie odpowiedniego rozpoznania się jako konkretny podmiot. Idee takich konkretnych podmiotów są wszczepiane wraz z już jakimś widzeniem podmiotu abstrakcyjnego, o którym człowiekowi rozpoznającemu się jako konkretny podmiot zdaje się, że dane jest mu się zrealizować jako podmiot abstrakcyjny (nazywa to podmiotem absolutnym albo po prostu pisze „podmiot” przez duże „P”). Podmiot abstrakcyjny dla podmiotu konkretnego jawi się jako istota jego konkretnej podmiotowości. W ten sposób dzięki ideologii ludzie niejako są w stanie działać sami w dążeniu do różnych celów w przekonaniu, że jest to sposób, w jaki każe im działać samo to, że są konkretnymi podmiotami (pisze, że „jednostki maszerują same”). W ten oto również sposób taki aparat ideologiczny, jak szkoła korzysta z tego i jest potem w stanie wychować ludzi, którzy mają kompetencje do pracy w przedsiębiorstwach, oraz w represyjnych i ideologicznych aparatach państwowych, powodując zreprodukowanie się warunków współczesnego przedsiębiorstwa kapitalistycznego.



Pozostaje jednak problem poznawczy: Ideologia poznawczo jest znana tylko w jej idealnych przejawach, które są przecież tylko zdeformowanym wyobrażeniem stosunków do bytu a konkretniej wyobrażenia pracowników o stosunkach wyzysku (o których miał Marks) zachodzących w przedsiębiorstwach kaptialistycznych. Jeśli rzeczywiście tak jest, to nie widzimy ideologii a jeśli już widzimy, widzimy ją z perspektywy podsuniętej przez samą ideologię. Ideologia natomiast istnieje jako narzędzie klas panujących w formacjach społecznych opartych na wyzysku. Z jednej strony jesteśmy więc w środku dziejów opartych na wyzysku i nie możemy na nie patrzeć z zewnątrz (jak Hegel, gdy mówił o końcu historii) a z drugiej nie wydaje się, żebyśmy byli w stanie spojrzeć spoza wnętrza ideologii. Mamy do czynienia z różnymi ideologiami, ale nie mamy perspektywy pozaideologicznej, podobnie, jak nie możemy mówić z perspektywy, w której nie mamy żadnej nieświadomości. Ideologia kieruje historia i przez to historia ma ideologię jako swoją immanentnie przypisaną formę. Althusser przytacza to jako cytat z Marksa, mówiąc, że „ideologia nie ma historii”.



Problematyczność stanowiska Althussera z mojej perspektywy



Nadużywanie słowa „warunek”. Zauważmy, że Althusser mówi o państwie jako o warunku tego, żeby reprodukować warunki działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego. Nie są to jednak żadne warunki niezbędne ani tym bardziej wystarczające działania przedsiębiorstwa kapitalistycznego. Widzimy to szczególnie po przykładach tego, co autor uznaje za warunki działania przedsiębiorstwa. Ideologię produkującą podmioty, które chętnie nabywają kwalifikacje (Autor podaje przykład szkoły. Szkoła uczy dobrego czytania, pisania, mówienie, etc. tworząc wykwalifikowanego pracownika dla przedsiębiorstwa.), chętnie nazywa warunkiem reprodukcji siły roboczej wykorzystywanej w przedsiębiorstwie kapitalistycznym. Sądzę jednak, że sensowniej byłoby mówić raczej o tworzeniu dogodnych okoliczności do działania przedsiębiorstwa. Powiedzieć jednak, że stworzono dogodne warunki do działania przedsiębiorstw kapitalistycznych to raczej nie to samo, co zapewnić im warunki konieczne lub wystarczające funkcjonowania a autor chce opisać reprodukcję jako warunek bez którego przedsiębiorstwo kapitalistyczne nie będzie funkcjonować, czy warunek niezbędny. Myli się autor, twierdząc, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne reprodukuje wszystkie warunki swojego funkcjonowania. Z pewnością są też i takie, których nie reprodukuje. Mało które przedsiębiorstwo reprodukuje potrzebne podczas produkcji powietrze do oddychania.

Problem z trwałością pojedynczego przedsiębiorstwa. Błędem jest też sądzić, że możemy reprodukcję środków produkcji przez daną formację społeczną uzasadnić jako mającą miejsce tym, że przedsiębiorstwa trwają i reprodukują warunki swego funkcjonowania. Tak bowiem moim zdaniem nie jest dla sporej części przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa nieraz upadają. Mało które przedsiębiorstwo sprzed ostatnich 150 lat przetrwało do dnia dzisiejszego. Gdzie więc podziała się ta przemożna reprodukcja warunków ich funkcjonowania? Z pewnością przedsiębiorstwa nie są tak racjonalne, jakby chciał tego Althusser. Mógłby ktoś powiedzieć, że reprodukuje się tylko formacja społeczna jako całość a nie wszystkie przedsiębiorstwa, ale to zaprowadzi nas do następnego problemu.

Wyolbrzymiony opis celów właścicieli przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa produkują różne dobra, które potrzebują dla siebie ludzi o zróżnicowanych kwalifikacjach. W fabrykach samochodów i hutach szkła pracują ludzie o innych kwalifikacjach. Kiedy jest dwóch właścicieli różnych przedsiębiorstw i oboje stawiają sobie za cel utrzymanie przedsiębiorstwa i zreprodukowanie wykorzystywanych tam surowców, maszyn i siły roboczej, tak naprawdę oboje mają różne cele, które nie są ze sobą całkiem niezgodne, ale z pewnością nie dadzą się ująć jako jeden interes właścicieli wszystkich przedsiębiorstw naraz. Jest tak zwłaszcza, gdy mają ustanowić państwo z jego aparatem represji tylko po to, aby nie wystąpiła naturalna reakcja robotników na wyzysk. Większość przedsiębiorców nie ma większego udziału w ustanawianiu represyjnego aparatu państwowego. Te same wojska i jednostki policji nieraz występują przeciwko nim samym (nie tak dawno mieliśmy lockdown, w którym rząd niejednemu przedsiębiorstwu uniemożliwił działalność i nie sądzę, żeby się to stało w imię interesów klasy kapitalistycznej) a nawet, jeśli uczestniczyłyby w rzekomym przymuszaniu potencjalnej siły roboczej do pracy w przedsiębiorstwach (jak opisuje to Althusser), to w warunkach rynkowej konkurencji państwa przymuszałyby tą siłę roboczą do pracy w przedsiębiorstwa, które ze sobą konkurują, co wydaje się niezgodne z interesami konkurujących ze sobą właścicieli przedsiębiorstw. Nie sądzę, żeby właściciele przedsiębiorstw byli szczególnie zainteresowani aktywnym sprawianiu tego, że przedsiębiorstwo kapitalistyczne będzie powszechne.



Przesadny opis wpływu właścicieli przedsiębiorstw na ideologię. Zdefiniowanie ideologii jako narzędzia klasy kapitalistycznej wykorzystywanej przeciwko klasie robotniczej zepsuło charakter samej ideologii. Który to właściciel firmy mógłby się pochwalić bez przekory: „To ja założyłem Kościół!” „To ja założyłem wszystkie szkoły i przygotowałem curriculum dla nich wszystkich!”. Niedorzeczność takiego postawienia sprawy każe podejrzewać istnienie w rozumowaniu Althussera pewnych momentów i objaśnień, których nie uznał za ważne nam wyłożyć, jeśli nie nazbyt niezdrowego przekonania o przemożnym związku między istnieniem kapitalistycznych przedsiębiorstw a istnieniem samej ideologii. Jest ono tym bardziej niezdrowe, że każe nam postrzegać jako Kościół jako apart podtrzymującej kapitalizm ideologii ustanowiony przez kapitalistów tylko po to, żeby podporządkować sobie robotnika jeszcze zanim w ogóle powstało jego przedsiębiorstwo, jeszcze zanim ten kapitalista się w ogóle urodził i jeszcze zanim w ogóle upowszechniło się przedsiębiorstwo kapitalistyczne. Teza o tym, że ideologia istnieje dla celów klasy kapitalistów robi się jeszcze bardziej niewiarygodna, jeśli pozwolimy zdać sobie sprawę z tego, że w działalności ideologicznych aparatów państwowych znajduje się wiele różnych aktów działania, które są zgoła bezsensowne. Są one bezsensowne w tym sensie, że nie daje się odnaleźć w nich szczególnego sposobu, w który klasa kapitalistyczna podporządkowuje sobie klasę robotniczą. Weźmy prosty rytuał wykonywany podczas mszy świętej. Zwykłe przeżegnanie się albo odmówienie credo Kościoła Katolickiego. Jakiż to pomost znajduje się między powiedziem: „Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i Ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych…” z robotnikiem mówiącym sobie: „Wyzysku przecież nie ma.”. Żaden pogląd, że ksiądz proboszcz odwraca naszą uwagę od zysków przedsiębiorstwa, z pewnością nie wyjaśni tego, dlaczego w ogóle tak napisano rytualnie odmawiane wyznanie wiary (Zresztą Althusser nie sądzi, żeby zwykły wymysł jakiegoś hierarchy kościelnego mógł tak po prostu skłonić człowieka do wiary.) Zakwestionuje tylko co najwyżej autentyczność religii, ale z pewnością nie ukaże jej jako środka do celu jakim jest zreprodukowanie warunków działania kapitalizmu. Co gorsza nie pozwoli nam to dojrzeć tego, że ten kapitalista też ma prawo być katolikiem i nieraz podobnie, jak robotnicy uczęszczał do jakiejś szkoły.



Przenaturalizowany sprzeciw robotnika wobec wyzysku. Althusser chętnie nam wyjaśnia, że państwo istnieje po to, żeby robotnik albo nie widział, albo przynajmniej bał się sprzeciwić wobec wyzysku, ale co to za wyzysk? Ten wyzysk polega na tym, że właściciel przedsiębiorstwa uzyskuje od jego pracowników siłę roboczą, która wykorzystana w przedsiębiorstwie tworzy produkt, który następnie jest sprzedawany na rynkach i zdarza się, że uzyskany jest z tego zysk. Wypadałoby się jednak zapytać, dlaczego mielibyśmy sądzić, że robotnika to w ogóle obchodziłoby, gdyby nie strach przed aparatem represji i ideologia. Mogłoby się przecież okazać, że robotnik i tak za nic miałby pojęcie wartości dodatkowej. Byłoby to wyjaśnienie całkiem minimalistyczne, ale wydaje się, że przez nie gorsze niż wywołanie do tablicy całej metafizycznej tajemnicy formacji społecznej.



Dlaczego teoria ideologii wydaje się jednak mieć w sobie coś przekonującego? Teoria ideologii Althussera wbrew zapewnieniom autora swoją szczególną jakość bierze nie z tego, że dobrze wyjaśnia, dlaczego kapitalizm sobie trwa, bo to wyjaśnienie jest stanowczo zbyt oparte na urojonych celach przypisywanych klasie panującej a formacja społeczna taka, jak kapitalizm jest stanowczo zbyt widoczna, jak na niewidzialność ideologii. Co gorsza przejawianie się ideologii pod postacią idei czyni z jej uzależnienia jej od formacji społecznej wielką niedorzeczność, bo nie możemy wyjaśnić, które idee i jak są związane z celami ideologii (nawet, jeśliby przyjąć ich wielość i stwierdzić, że zamiast jednego interesu danej klasy panującej mamy wiele takich celów). Jeśli jednak to wszystko pominiemy, okaże się, że zostało nam parę dających się może nawet utrzymać podstaw teorii ideologii. Po pierwsze przykłady aparatów ideologicznych. Można przyjąć jako punkt wyjścia, że i dla szkoły, i dla Kościoła, i dla prasy, i dla literatury, etc. jesteśmy w stanie wskazać ideologie, którym one służą przynajmniej na zasadzie charakterystyki jej przejawów. Po drugie, materializm chyba może się obyć bez poglądu, że w przedsiębiorstwie kapitalistycznym zachodzi wyzysk, który bez działania ideologii wzbudziłby wzburzenie robotników a więc można także utrzymać pogląd, że ideologia przekazywana jest dzięki materialnym rytuałom. Przyczynowość, na której opiera się szerzenie ideologii bardziej niż przyczynę celową przypomina działanie przyczyny formalnej albo efektywnej. Po trzecie, teoria ideologii może mówić o wzywaniu jednostki do rozpoznania się jako podmiot poza mówieniem o skłanianiu jej do nabycia kwalifikacji do wykonywania przyszłej pracy w przedsiębiorstwie kapitalistycznym. To ponadto otwiera drogę do poglądu, że ideologia tworzona jest również dla wielu innych sfer a nie krąży tylko wokół fabryki. Po czwarte, mimo że instytucje czasami się utrzymują trochę dłużej, nie musimy wyjaśniać wcale tego, że jeszcze nie zniknęły tym, że swojemu przetrwaniu (tj. reprodukowaniu swoich warunków) podporządkowały nieograniczoną liczbę innych instytucji. Po piąte, można porzucić definicję państwa opartą na podporządkowaniu go walce klasowej i raczej nic na tym nie ucierpi poza tym, że ktoś mógłby mieć lepsze warunki do gloryfikacji działalności państwa.

O nadmiarze doświadczenia religijnego (i przeciwko koncepcji religii Wolniewicza)

 

O nadmiarze doświadczenia religijnego


    Tekst będzie trzymana w duchu hipotezy, że tym, z czego składa się religia, to przede wszystkim jej dogmaty, oraz różne przyjęte doświadczenia religijne i na nich się buduje. Religia może organizować ludzi w obliczu śmierci, może charakteryzować się tym, że przypisywana jest ludziom o pewnych postawach wobec świata, szczególną mową i uczuciami, oraz szukać środków do zrealizowania dobra takiego, jakie zostało zdefiniowane przez nią. Bocheński chętnie określiłby te fakty na temat religii składnikami i upatrywał zabobonu w sprowadzeniu religii do jednego ze składników1. Tymczasem tu istotnie może kryć się błąd: Rzeczy, które religii towarzyszą zostały uznane za nią samą. Nawet, jeśli nie jest to błąd i rzeczywiście wszystko to należy do religii, nie byłoby grubą przesadą stwierdzenie, że ani nakazy religijne, ani postawa stosowania się do nich, ani uczucia nie miałyby swojego właściwego znaczenia, gdyby jakaś chęć dążenia do nieokreślonego dobra nie natrafiała na możliwość określenia go przez religię. A sposobów na takie określenie jest niestety nadmiar, z którym religie muszą się jakoś porać. Głównym przykładem będzie tutaj katolicyzm, bo jest mi bliski. Użyte rozróżnienie na doświadczenie religijne i powszechne jest tutaj konieczne, ale zarazem słabością całego wywodu2. Zakłada ono, że jest jakiś zbiór doświadczeń dostępny wszystkim w ten sam sposób i wyraźnie różne od nich prawdy wiary. Tak może nie być i należy się z tym liczyć, ale przynajmniej z punktu widzenia próby uchwycenia problemu, który może nękać osoby posługujące się takim rozróżnieniem, to ma prawo mieć sens.


    Bogusław Wolniewicz w eseju pt. "O istocie religii" pisze, że istotą religii jest śmierć. Świadomość śmierci postulowana przez Wolniewicza jako korzeń a zarazem istota religii wydaje się na pierwszy rzut oka opcją będącą w porządku: Religia jest zjawiskiem ludzkim i wszystkich ludzi charakteryzuje to, że wiedzą, że kiedyś umrą. Jeśli zatracą tą świadomość, przestaną być ludźmi. Religia wypowiada się natomiast w kwestiach dotyczących śmierci, więc rozsądnie jest przyjąć, że korzeniem religii jest śmierć. W ten sposób religia jest zakorzenia w człowieczeństwie. Ludzie więc organizują się w religie by stawić czoła świadomości, że umrą na amen. Twierdzenie to nie jest jednak pozbawione problemów. Przede wszystkim, skąd człowiek wie, że umrze? Gdyby lekko uznać śmierć za ustanie jakiś procesów zachodzących w ciele albo jakieś wyczerpanie się życiowych możliwości, odpowiedź jest zasadniczo prosta: Trwałość ciała jest ograniczona i możliwości tego, co będzie w życiu, są ograniczone. Teologia katolicka głosi jednak rzecz następującą: Ciało jest śmiertelne, ale dusza ludzka jest nieśmiertelna3. Skoro śmierć miałaby być korzeniem religii, czemu jakaś religia miałaby tak chętnie go podcinać? Potrzebne4 – tak myślę – jest drobne zastrzeżenie dla większej precyzji: Religia radzi sobie nie tyle z faktem śmierci, ale co najwyżej tym, co nas motywuje do uznania śmierci za fakt. Twierdzenie o śmierci już samo ma charakter metafizyczny. Myśl o śmierci może i sprawia, że człowiek zaczyna przejmować się metafizyką (prawidłami bytu wykraczającymi poza możliwe doświadczenie), ale religia daje mu inną metafizykę a nie jedynie wyraża przejęcie się metafizyką. Inaczej propozycja Wolniewicza oddzielałaby istotę religii od religii.


    Wychodzę więc ze stanowiska, że na razie nie wiemy, czy istnieje jakaś świadomość po śmierci mózgu (ewentualnie więcej niż kilka minut po śmierci). Z wyjątkiem pozycji, które zwykły utożsamiać świadomość z pewną częścią cielesności człowieka, nieraz przyjmowane jest, że nie wiadomo, co się dzieje po śmierci i wymyka się to powszechnej sprawdzalności. Każda taka pozycja ma swoje motywacje. Ludzie więc nie przyjmują postawy względem tego, co miałoby się stać po śmierci, na podstawie bezpośredniego doświadczenia tego. A przynajmniej jest tak, że istotnie postawa niektórych nie opiera się bezpośrednio o takie szczególne doświadczenie, ale umotywowana jest do wiary w jego autentyczność. Jeśli jakiś typ religii wymaga zajęcia stanowiska w sprawie życia po śmierci i robi to na podstawie jakiegoś szczególnego dla religii doświadczenia, z pewnością i tak nie robi tego jedynie za sprawą tego, że wymaga wiary. Religia funkcjonuje zawsze na przecięciach wiary i doświadczenia powszechnego.


    Jeśli zgodzić się z tym, że, o ile treści aprobowane przez religie dotyczą czegoś widocznie spoza powszechnego doświadczenia, nie możemy zaprzeczyć, że są treści te wyrażane w kategoriach ziemskiego języka i reprezentowane są przez rzeczy i osoby znajdujące się przynajmniej „jedną nogą w doczesności”. Gdyby doświadczenie mistyczne nie zostało związane z doświadczeniem powszechnym, zostałoby mu tylko obracać się w swojej niepowtarzalności i odmienności od doświadczenia powszechnego, która to trochę nie przystoi mówieniu o powszechności. Samo byłoby bez religii. Angielski pisarz G. K. Chesterton nie bez powodu, gdy chce zobrazować swój niepokój związany z ideą jakiegoś nadczłowieka, zadaje ustami dziennikarza kolejno pytania o niego: „Czy ma on włosy?”, „Skoro nie są to włosy, czy są to pióra?”5. W odpowiedzi dziennikarz słyszy tylko, że ten super-człowiek (czyli nadczłowiek) owszem, ma włosy, oraz są to również i pióra, ale nie tak, jak rozumiemy włosy i pióra. Humor Chestertona nie ujawnił za bardzo wewnętrznych cech nadczłowieka, w czym zapewne tkwi sens tej historyjki, ale mimo całej unikalności nadczłowieka nie miałby on żadnego sensu, gdyby jednak nie znajdował się w Południowym Croydon, nie był dzieckiem nie-nadludzi i wtargnięcie dziennikarza do pokoju, w którym przebywał, nie miało doprowadzić do śmierci owego nadczłowieka. Podobnie musi być też chyba z religią, która miałaby mieć w sobie nieco więcej autentyczności niż spotkanie z nadczłowiekiem. Szczególne doświadczenie, jeśli tworzy religię, usytuowane jest obok doświadczenia powszechnego. Jeśli dany kościół zajmuje jakąś szczególną świętą przestrzeń, może być tak tylko dlatego, że ta święta przestrzeń nachodzi częściowo na naszą zwyczajną przestrzeń.


    Tak też pewnym tworzywem religii (choć może nie jedynym) jest właśnie takie pozycjonowanie się reszty doświadczenia wobec tego szczególnego doświadczenia. Chrześcijanin jest pewien, że Jezus – postać historyczna – usytuowany jest względem Boga jako jego syn. Nie widzieliśmy Boga. Nie widzieliśmy nawet Chrystusa, ale wielu go widziało, co nadało doświadczeniu Jezusa swego rodzaju powszechność a ponadto pewna grupa ludzi uwierzyła mu, że to syn boży. Stało się to zapewne w sposób, który zdaniem chrześcijanina był lepszy niż sposób reszty. Tą wiarę przyjęło więcej osób i to nazywamy chrześcijaństwem. Nie jest tak do końca dlatego, że są oni zorganizowani jako jedna grupa ludzi. Można spokojnie wyobrazić sobie chrześcijanina, który w znajduje się w izolującej się XVII-wiecznej Japonii i z uwagi na wrogość tamtejszego państwa wobec chrześcijaństwa musi radzić sobie odcięty od reszty chrześcijan6. Oto tamtejsi chrześcijanie nie mogli już się wspólnie z resztą organizować w obliczu nieuniknioności śmierci. Chrześcijanin znajdujący się w takiej Japonii bynajmniej nie jest w położeniu komfortowym, ale zapewne nie oznacza to też dla niego rezygnacji z wiary, że Jezus był synem bożym. To, co staje się kłopotliwe to utrzymanie tej wiary w tym samym związku z tworzywem wyznania chrześcijańskiego, co dotychczas, gdy produkty doświadczenia powszechnego i przyjęta dla niego pozycja względem doświadczenia mistycznego zostaje od nich odcięta, grożąc skrzywieniem tożsamości religijnej. Kiedy w Japonii wizerunek Marii z Jezusem dla niepoznaki zostaje zamieniony na boginię Kannon a wersy Biblii i liturgia są przekazywane ustnie w formie czegoś podobnego do buddyjskich śpiewów i inkantacji ryzyko przypadkowej zamiany czegoś istotnego rośnie.


Utrzymanie tego samego związku jest dla religii wiecznym kłopotem. Uznanie związku Jezusa Chrystusa z Bogiem musi odbić się odmówieniem podobnego związku z Bogiem innym. Taki np. Cesarz rzymski nie może być już synem bożym. Podobnie chrześcijanin nie może sobie pozwolić sądzić, żeby Mahomet był kolejnym prorokiem. Wbrew wrażeniu, jakie ktoś mógłby odnieść, źródłem tej niemożliwości nie jest to, że cesarz rzymski, będąc synem bożym, byłby jakimś szczególnym zaprzeczeniem tego, że Jezus Chrystus był synem bożym. Nie ma żadnej sprzeczności w stwierdzeniu, że istnieje dwóch synów bożych. Nawet, gdyby jednak taka sprzeczność zaistniała i wzbudziła przy tym czyjaś odruchową niechęć do zaprzeczania samemu sobie, mogłaby zostać ona przynajmniej w umyśle wierzącego zniesiona jako wyraz np. dwóch różnych momentów doświadczenia mistycznego jako całości. Jednak gdzieś po drodze doświadczenie objawienia boskiej natury Jezusa Chrystusa uległoby zakrzywieniu.


    Dlaczego by tak miało być? Ponieważ doświadczenie mistyczne, które stałoby za uznaniem cesarza rzymskiego za syna Jowisza, czyli tworzywo jakiejś innej religii w Rzymie natrafiłoby na odmienne tworzywo religii chrześcijańskiej, czyli doświadczenie mistyczne boskości Jezusa Chrystusa. Przy uznaniu prawdziwości obu takich doświadczeń w umyśle człowieka wierzącego pojawiłby się następujący problem: Jak interpretować oba doświadczenia względem siebie? Prawdziwość doświadczenia powszechnego polega na tym, że jakość tego doświadczenia może być w pewien sposób dobra w sensie poznawczym i ten sposób przynajmniej czasami zdaje się być jeden. Uzyskane doświadczenia powszechne pochodzą z różnych osób i użycia różnych narzędzi, ale zgodnie z przyjętym ideałem metody eksperymentalnej, taką osobą może być każdy, kto tak samo użyje tych samych narzędzi i posiada trochę wiarygodności jako świadek. Jedno doświadczenie powszechne jest równe drugiemu doświadczeniu powszechnemu w sposobie, w jaki jest ono dobre. Doświadczenie mistyczne takie, jakie tworzy religię, podlega tak samo temu ostatniemu prawidłu. Może być ono lepsze lub gorsze niż doświadczenie powszechne, ale, o ile jest ono dobre w ten sam sposób, co inne doświadczenie mistyczne, oba doświadczenia mistyczne nie mogą po prostu przed sobą ustąpić w sposobie, w jaki je interpretujemy. Właściwa interpretacja doświadczenia domaga się aby interpretacja była jedna i wspólna dla obu doświadczeń. Odpowiednikiem tego w dziedzinie doświadczenia powszechnego byłoby dostosowanie teorii do nowych faktów lub zmiana paradygmatu. Być może chrześcijaństwo mogłoby wyjść bez uszczerbku z uznania cesarza za syna bożego, ale tylko pod warunkiem, że interpretacja boskości cesarza rzymskiego zostałaby podporządkowana interpretacjom boskości Jezusa Chrystusa z dotychczasowego chrześcijaństwa. Tylko być może, bo również i klucz takiej interpretacji nie jest dla nas tak łatwo dostępny, zaś niektóre produkty tej interpretacji uzyskują status dogmatów, czyli są prawdami wiary.


    Gdyby jednak dało się zagwarantować, że takie doświadczenie mistyczne może być zinterpretowane tak, że nigdy nie przyczyni się ono do zakwestionowania tych podstawowych sensów tworzących religie, pozwolenie na to by je uznawać byłoby przydatne. Śledząc zachowanie kościołów, można zauważyć, że ich ważną funkcją jest przyjmowanie różnych zasłyszanych doświadczeń mistycznych i odrzucanie innych. Kościół katolicki ma całe procedury poświęcone temu, kogo może sobie pozwolić uznać za świętego. Najpewniej, zdając sobie sprawę ze swojej poznawczej ułomności w rozeznawaniu skutków uznawania kolejnych objawień, w swoim katechizmie zawiera on ogólne rozróżnienie na objawienia publiczne i prywatne. Publiczne to objawienia wyróżnione jako te zawarte w Piśmie Świętym i skierowane do ogółu ludzi. Prywatne natomiast to objawienia dane pojedynczym ludziom. Zgodnie z katechizmem służą one jako „pomoc w pewniejszym przeżywaniu go [objawienia publicznego] w jakiejś epoce historycznej”7 i uznawanie ich jest w porządku póki nie przekraczają tego objawienia. Naturalnie wielu jest nieprzychylnych wobec takich pomocy. Różne inne wyznania chrześcijańskie – a w tym chociażby protestantyzm – uznawały już takie prywatne objawienia za fałszywe.


Podsumowując: Przyjmując, że religie autentycznie opierają się na jakiś szczególnym typie doświadczenia różnym od tego, jakie miałoby charakteryzować codzienność zwykłych ludzi, czy twierdzenia nauk, jest jasne, że, jeśli religie obiecują zmartwychwstanie i ludzie w to wierzą, powinniśmy mieć wątpliwości co do tego, że istotą religii jest bezpośrednio pewność trwałej śmierci. Inaczej religia zmieniałaby się w zaprzeczenie swojej istoty albo przynajmniej byłaby od niej oddzielona. Rozsądniej byłoby się skupić na rzeczach przejawianych przez religie szczególnie, że reszta przejawów religii wydaje się znajdować swe właściwe znaczenie dopiero w świetle dogmatów wiary. To właściwe znaczenie zawsze musi pojawiać się tam, gdzie doświadczenie powszechne styka się z doświadczeniem, gdyż treść doświadczenia mistycznego może być rozpoznana i przekazana w sposób typowy dla religii tylko za pomocą narzędzi służących do wyrażania i interpretacji doświadczenia powszechnego. Mimo tego, że religie istotnie organizują ludzi w zbiorowości, nie jest tak, że, oddzielanie zbiorowości automatycznie dzieli religie, ale tworzy ryzyko zmiany relacji między doświadczeniem mistycznym a powszechnym. Religia stawia pretensje do właściwej interpretacji relacji między całością autentycznego doświadczenia mistycznego i powszechnego i stąd staje przed nią zadanie odrzucania innych religii, oraz radzenia sobie z faktem istnienia tych, którzy mogliby sądzić, że przeżyli nowe doświadczenie religijne. Interpretacja doświadczenia mistycznego jednak rządzi się swoimi tajemniczymi prawami.

Przypisy

1J. Bocheński, 100 Zabobonów, Kraków 1994, s. 110-113

2Rozróżnienie to funkcjonuje lepiej w umyśle kogoś, gdy obserwuje on daną religię z dystansu. Z wewnątrz postrzeganie prawd wiary może wyglądać zupełnie inaczej. W zależności od postawy ludzi mogą zachowywać się oni tak, jakby w prawdy wiary nie dało się sensownie wątpić i były normalną częścią świata przeżywanego każdego człowieka.

3Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994, nr 366

4B. Wolniewicz, Filozofia i Wartości, Warszawa 1993, s. 194

Potrzebne chyba bardziej mnie samemu niż Wolniewiczowi. Chciałbym zaznaczyć, że Wolniewicz nie zbył całkiem przedstawionej tutaj kwestii. To, co zrobił, to było natomiast stwierdzenie, że chrześcijaństwo podobnie, jak parę innych religii obiecuje zmartwychwstanie i tą obietnicę uznał za potwierdzenie tego, że chrześcijaństwo oparte jest o pewność śmierci. Wyraźnie widać chęć zachowania tezy, że śmierć jest nieunikniona i nieodwołalna prowadzi nas do poglądu, że każda religia świadomie zawiera w sobie pewność śmierci. Jest to wyniosłość, na która mógł sobie pozwolić tylko ateista, co jest dość osobliwe, jak na człowieka tak kojarzonego z obroną cywilizacji zachodniej (z jej religijnością), jak Bogusław Wolniewicz.

5G. K. Chesterton, How I Found the Superman, link: http://www.gkc.org.uk/gkc/books/HIFTS.html [Dostęp: 30.01.2022 r.]

6Yumi Murayama-Cain, Japanese Church History: Historical Background and the Issue of Identity, Link: https://repositorio.ucp.pt/bitstream/10400.14/24795/1/Japanese%20Church%20History-%20Historical%20Background%20and%20the%20Issue%20of%20Identity.PDF [Dostęp: 30.01.2022 r.]

7Katechizm Kościoła Katolickiego, Pallotinum 1994, nr 67